Nie tak dawno okazało się, że specjaliści będą odczytywać ruchy warg gen. Błasika na podstawie zapisów kamery przemysłowej z lotniska Okęcie.
Również niedawno okazało się, że Tomasz Turowski, który w czasach PRL-u
był oficerem wywiadu, a teraz być może funkcjonariuszem lub
współpracownikiem Agencji Wywiadu był jednym z organizatorów wizyty
delegacji polskiej w Katyniu w dniu 10 kwietnia.
Kiedy w grudniu 2010 na Salonie24 napisałem notkę o podobnym, jak ta
tytule, nie spodziewałem się, że anonimowy dyplomata, który występuje w
niej jako główny bohater, być może okaże się właśnie Tomaszem
Turowskim. A jaki związek ma to z odczytaniem ruchu warg generała? Być
może polscy specjaliści (najlepiej ci z TVN-u i GW), na podstawie ruchu
prawej powieki ambasadora Turowskiego rozwiążą zagadkę katastrofy w
Smoleńsku.
Dlatego właśnie postanowiłem przypomnieć tę notkę. W nieco ironiczny
sposób przedstawia ona negocjacje strony polskiej i rosyjskiej w sprawie
organizacji wizyty 10 kwietnia, dlatego nie należy traktować jej zbyt
poważnie (tak zresztą jak badania ruchu warg przez polskich
specjalistów).
***
„Z nieoficjalnych informacji, jakie docierają do nas od dłuższego
czasu wynika, że oprócz nieporozumień dotyczących interpretacji zapisów
konwencji chicagowskiej dotyczących raportu w sprawie katastrofy w
Smoleńsku, pojawił się dodatkowy problem, uniemożliwiający na obecnym
etapie poprawę stosunków polsko-rosyjskich.
Jak powszechnie wiadomo polska strona rządowa od samego początku
była niechętna wizycie w Katyniu prezydenta Kaczyńskiego, wraz z jego
„bizantyjskim orszakiem”. Traktowała to, jako element kampanii wyborczej
i skoro nie była już w stanie uniemożliwić odbycia tej wizyty –
postanowiła ją w maksymalnym stopniu zepsuć.
Celem było przede wszystkim niedopuszczenie do rozpoczęcia uroczystości o planowanej godzinie. Maksymalne opóźnienie w dotarciu prezydenta na miejsce uroczystości miało na celu skompromitowanie go w oczach wyborców, zaprzyjaźnione stacje miały już przygotowane materiały na ten temat. Niejaki Jarosław Kuźniar z wiadomej stacji, tak rozpoczął swoją poranną audycję 10 kwietnia – Ciekawe, jaką gafę popełni dziś prezydent Kaczyński?
Celem było przede wszystkim niedopuszczenie do rozpoczęcia uroczystości o planowanej godzinie. Maksymalne opóźnienie w dotarciu prezydenta na miejsce uroczystości miało na celu skompromitowanie go w oczach wyborców, zaprzyjaźnione stacje miały już przygotowane materiały na ten temat. Niejaki Jarosław Kuźniar z wiadomej stacji, tak rozpoczął swoją poranną audycję 10 kwietnia – Ciekawe, jaką gafę popełni dziś prezydent Kaczyński?
Ponieważ za logistyczną organizację wizyty odpowiedzialność ponosiła
strona rządowa, jej przedstawiciel udał się odpowiednio wcześniej do
Moskwy, aby przedstawić punkt widzenia rządu na sposób przyjęcia gości z
Polski na ziemi rosyjskiej.
Jedną z możliwości było odesłanie samolotu na drugi krąg, a następnie - z dowolnego powodu - na inne lotnisko.
Negocjator polskiej strony rządowej miał jedną trudną do wyleczenia
wadę. Wieloletnia służba dyplomatyczna doprowadziła jego prawą powiekę
do takiego stanu, że co jakiś czas jego rozmówcy odnosili wrażenie, że
do nich mruga.
Takie właśnie wrażenie odniósł przedstawiciel strony rosyjskiej – również wieloletni dyplomata - podczas wypowiadania przez polskiego negocjatora brzemiennych w skutki słów:
Takie właśnie wrażenie odniósł przedstawiciel strony rosyjskiej – również wieloletni dyplomata - podczas wypowiadania przez polskiego negocjatora brzemiennych w skutki słów:
Najlepiej odeślijcie ich na drugi krąg.
Dyplomata rosyjski pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym przekazał polskie życzenie swoim mocodawcom.
Obecnie w zespole
do spraw trudnych toczą się rozmowy pomiędzy przedstawicielami obu
stron. Strona rosyjska przedstawiła stanowisko, w którym podkreśla, że
prośba strony polskiej była jednoznaczna - poparta znanym w dyplomacji
„efektem mrugnięcia” - i trudno było ją inaczej interpretować. Wiadomo,
że w dyplomacji nie używa się słów niepotrzebnych, gesty mówią same za
siebie. A poza tym … przyjaciołom się nie odmawia.
Strona polska stwierdziła, że co innego miała na myśli, a nie to, co później się wydarzyło. Brak porozumienia w ww. kwestii uniemożliwia dalsze pogłębianie polsko-rosyjskiego zbliżenia i może w najbliższych latach, odbić się negatywnie przy współpracy w wyjaśnianiu kolejnych „zwykłych” wypadków lotniczych”.
Strona polska stwierdziła, że co innego miała na myśli, a nie to, co później się wydarzyło. Brak porozumienia w ww. kwestii uniemożliwia dalsze pogłębianie polsko-rosyjskiego zbliżenia i może w najbliższych latach, odbić się negatywnie przy współpracy w wyjaśnianiu kolejnych „zwykłych” wypadków lotniczych”.
***
Doprowadzenie rozmów do końca w duchu kompromisu wymaga jednak od obu
stron pewnych ustępstw. Jakie to ustępstwa? Rosjanie przyznają się do
zamachu, ale nie powiedzą jak to zrobili, Polacy natomiast przyznają, że
ich zadanie polegało tylko na tym, aby maksymalnie utrudnić przybycie
prezydenta na czas do Katynia, ale Rosjanie nie do końca zrozumieli ich
intencje i trochę przesadzili.
Co uzyskano by, przedstawiając taki przebieg wydarzeń? Dla polskiej
strony byłaby to próba częściowego umycia rąk, a dla rosyjskiej nie
miałoby to znaczenia – po prostu zwykły wypadek przy pracy. „Dobre imię”
obu stron nie zostałoby nadwątlone, ponieważ już od dawna go nie
posiadają.
Dodatkowo czekiści będą dumni, ponieważ lubią jak się o nich mówi, a
min. Sikorski będzie mógł zwolnić dyplomatę, który tak nieudolnie
przeprowadzał negocjacje (co zresztą już uczynił).
Tak ustalony kompromis będzie miał również dodatkową zaletę dla blogerów. Nie będziemy musieli udowadniać faktu zamachu, a jedynie rozszyfrować metodę jego przeprowadzenia.
Tak ustalony kompromis będzie miał również dodatkową zaletę dla blogerów. Nie będziemy musieli udowadniać faktu zamachu, a jedynie rozszyfrować metodę jego przeprowadzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz