czwartek, 28 czerwca 2012

Ten-Który-Wie, czyli fizyka smoleńska


Przy  pomocy  obliczeń  zapoczątkowanych  przez  Edwina  P. Hubble’a,  dotyczących  prędkości oddalania  się  galaktyk,  można  ustalić  moment,  w  którym  cała  materia  wszechświata  była skoncentrowana  w  jednym  punkcie,  zanim  nastąpił  Wielki  Początek.
 
Jest oczywiste, że wtedy byliśmy wszyscy razem – powiedział  TenKtóryWie  – nie mogło być inaczej. Nie mieliśmy pojęcia, ze może istnieć jakaś przestrzeń i czas. Na cóż mógłby przydać się nam czas, kiedy wszyscy byliśmy ściśnięci jak sardynki? Ilu nas było?  Tego nie wiedzieliśmy, nawet w przybliżeniu. Aby się policzyć, trzeba móc odsunąć się przynajmniej troszeczkę jeden od drugiego, a my przecież zajmowaliśmy wszyscy jeden jedyny punkt. Każdy z nas w związku z tym musiał utrzymywać stosunki towarzyskie, chociaż staraliśmy się robić to  tylko z ograniczoną liczbą znajomych. Szczególnie zapamiętałem jednego z nich, który przedstawiał się jako  TenKtóryRobiObliczeniaNaKolaniePodczasSpaceru ZPsem.
Intuicja podpowiadała mi, że spotkam go jeszcze kiedyś w przyszłości i nie pomyliłem się. W zeszłym miesiącu wszedłem do kawiarni i kogóż zobaczyłem?  TegoKtóryRobiObliczeniaNaKolaniePodczasSpaceruZPsem. Tym razem był bez psa i nie mógł robić obliczeń, więc mogliśmy trochę pogadać.
 
Rozważaliśmy, co wydarzy się w przyszłości i jakie koleje losu będą nam przeznaczone. On upierał się, że wszechświat, po osiągnięciu stanu maksymalnego rozrzedzenia, na powrót zacznie się zagęszczać i że kiedyś przyjdzie nam skupić się znowu w jednym punkcie i wszystko zaczynać od nowa, ale mnie ta teoria nigdy nie trafiała do przekonania. On jednak bardzo na to liczył i miał już konkretne plany na tę chwilę.
- Ale kiedy tam wrócimy – powiedział przyciszonym głosem – musimy być bardzo ostrożni, trzeba, żeby niektórzy pozostali na zewnątrz … Rozumiemy się ?
 
Wspominaliśmy też stare, dobre czasy, kiedy planety zaczęły się kształtować w ciemnościach w drodze zgęszczania się chaotycznej mgławicy. Wszystko było wtedy zimne i ciemne. Na mgławicach- wydaje mi się, że już nieraz o tym mówiłem – przebywaliśmy, można by rzec, w pozycji leżącej, spłaszczeni, jednym słowem, nieruchomo, dając sobą obracać tak, jak się obracała mgławica. Nie istniał sposób obliczania czasu; ilekroć próbowaliśmy liczyć obroty mgławicy , dochodziliśmy do różnych wyników, ponieważ w ciemności nie mieliśmy żadnych punktów odniesienia, i zaraz zaczynaliśmy się kłócić.
 
Ale kiedy powstało Słońce usytuowane w zewnętrznej strefie Drogi Mlecznej okazało się, że  na dokonanie pełnego obiegu wokół środka Galaktyki zużywa ono około 250 milionów lat. A tak, tak, tyle czasu potrzeba, ani trochę mniej. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy co to są „lata”, ale znalazłem sposób na obliczenie tego czasu. Kiedyś po drodze zrobiłem znak w pewnym punkcie przestrzeni, właśnie po to, żeby móc go odnaleźć po dwustu pięćdziesięciu milionach lat, jak będziemy to miejsce mijali następnym razem. Trudno to wytłumaczyć, bo jak mówię „znak”, to zaraz myślicie o czymś, co się od czegoś odróżnia, a tam nie było nic, co by się od czegokolwiek odróżniało. Krótko mówiąc, jak na to, że był to pierwszy znak uczyniony we wszechświecie, a już co najmniej w zasięgu Drogi Mlecznej, mogę stwierdzić, że wyszedł bardzo dobrze. Czy był widoczny? Dobre sobie, a któż miał oczy, żeby go widzieć, w tamtych czasach?
 
Pamiętam też, kiedy Księżyc znajdował się bardzo blisko Ziemi. Wy tego nie możecie pamiętać, ale ja tak. Mieliśmy ją zawsze nad sobą, tę Lunę, nieprawdopodobnie ogromną. Cały mechanizm faz Księżyca funkcjonował inaczej niż dziś, inne były orbity i nachylenie czegoś, nie pamiętam już czego …
 
TenKtóryWie  przerwał na chwilę i zauważył, że  TegoKtóryRobiObliczeniaNaKolanie  PodczasSpaceruZPsem  nie ma już obok niego. - Ach, widocznie poszedł po psa , żeby zrobić jakieś obliczenia – pomyślał. - A tak w ogóle, kiedy teraz patrzę na to wszystko co nas otacza, to mam przekonanie, że ja o tym wiedziałem właściwie od samego początku. I chyba już wiecie "skąd  ten  czy tamten  wiedział"  co  rozegrać  się  mogło  koło  XUBS (Siewiernyj).  Ano  "wiedział",  i  może pomylił  się  trochę,  a  może  prawie  wcale… Nawet  ja  sam …  "wiedziałem" …  tego  samego dnia. To  wszystko.
 
-----
 
Inspiracja
Italo Calvino i Wy wiecie kto

środa, 20 czerwca 2012

Astrofizyk, czyli kosmologia smoleńskiego nieba

1. Na początku był Ylem.
 
2. Ale był on bez kształtu i dlatego MAK stworzył Stenogram. I nie był on dobry.
 
3. Wtedy MAK rzekł: Niech się stanie Raport. I stał się Raport. I MAK ogłosił Raport, ponieważ widział, że jest on  dobry.
 
4. Ale gdy Miller spojrzał na dokonane przez MAK dzieło, zobaczył, że nie było ono dobre. I postanowił zacząć wszystko od początku. A gdy swe dzieło zakończył i gdy zobaczył, że jest dobre, to go ogłosił.
 
5. Ale nie wszystkim się ono spodobało.
  
6. I gdy AntySalon krytykował dzieło MAK i Millera, Salon rzekł: Niech się stanie Astrofizyk. I stał się Astrofizyk i Salon go zobaczył. I zaproponował mu stworzenie własnego raportu w sposób, jaki mu się tylko podoba. I Astrofizyk postanowił go stworzyć  i rozrzucić wszędzie na blogach, jak za pomocą wybuchu supernowych, ponieważ był Astrofizykiem.
 
7. I tak z Salonu pomocą Astrofizyk stworzył raport na swój sposób, lecz raport był tak skonstruowany, aby nie tylko Astrofizyk oraz Salon, ale przede wszystkim ktokolwiek inny nie mógł zrozumieć, jak to dokładnie było.
 
8. A ponieważ wraz z rozszerzaniem raportu entropia Astrofizyka dynamicznie wzrastała, to energia, którą tracił stawała się coraz bardziej bezużyteczna. W układzie zamkniętym, jaki tworzył wraz z Salonem, entropia musiała zawsze wzrastać lub w najlepszym przypadku mogła pozostawać taka sama.
 
9. Warunkiem utrzymania jej na stałym poziomie było zakończenie tworzenia. Niestety Astrofizyk nie słuchał dobrych rad i dalszy wzrost entropii doprowadził go w końcu do całkowitego ustania aktywności intelektualnej.
 
10. Amen

piątek, 15 czerwca 2012

Płatowiec, skrzydło i brzoza – dziesięć lat później

Dziesięć lat po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r. tysiące ludzi w Polsce podważają oficjalną wersję wydarzeń. - Teorie spiskowe to próba uproszczonego wytłumaczenia sytuacji, które są tak przerażające, że rozum nie jest ich w stanie pojąć - mówią eksperci. Wiele teorii snutych jest wokół trzeciego samolotu, który miał wystartować z Okęcia, choć nie ma po nim śladu w oficjalnych raportach.
 
Z biegiem lat, które mijają od czasu katastrofy, liczba sceptyków (lub jak sami wolą się nazywać "działaczy na rzecz prawdy o 10 kwietnia"), wciąż rośnie - pisze Polska Agencja Prasowa. Nie wierzą w oficjalne wytłumaczenie przyczyn katastrofy, kto był za to odpowiedzialny oraz co i kiedy wiedział rząd.
Alternatywnych wersji wydarzeń z tego dnia jest co najmniej kilka. Jedni uważają, że w samolocie podłożono materiały wybuchowe i to one, a nie błąd pilotów, miały spowodować uderzenia samolotu w ziemię, a za zamachami stał ówczesny rząd. Wiele teorii snutych jest wokół stanu wraku, którego szczątki nadal spoczywają obok lotniska i pomimo wielokrotnych zapewnień, nie zanosi się, aby wróciły one w najbliższym czasie do Polski. Niektórzy są zdania, że cała prawda zawarta jest w czarnych skrzynkach, o których zwrot strona polska wnioskowała już wielokrotnie, ale nie zwrócono ich z powodu chęci zatarcia śladów po tajnej operacji, którą kierowano bezpośrednio z centrali FSB. Poszukiwacze prawdy zastanawiają się, dlaczego władze nie zareagowały na ostrzeżenie o możliwości porwania jednego z samolotów NATO lub nad tym, że 10 kwietnia myśliwce rosyjskie mogły przechwycić co najmniej jeden, lub nawet dwa samoloty, ewentualnie mogły one zostać skierowane na inne lotniska.
 
Według sondażu przeprowadzonego w marcu 2020 r. przez ośrodek badania opinii publicznej coraz więcej Polaków jest zdania, że „10 kwietnia” był kolejnym etapem przejmowania w Polsce władzy przez ekipę podległą wpływom obcego państwa.
 
Należą do nich niewątpliwie członkowie grupy o nazwie „Pamiętaj o Smoleńsku”, która już w 2010 r. złożyła petycję podpisaną przez ponad 100 tys. osób domagających się niezależnego śledztwa dotyczącego wydarzeń z dnia 10 kwietnia. Wśród innych organizacji można wymienić m.in.: Inżynierów na rzecz Prawdy o 10 kwietnia, Naukowców na rzecz prawdy o 10 kwietnia, a także założoną przez byłego senatora Kampanię na rzecz Komisji ds. 10 kwietnia.
 
Eksperci są zdania, że dla wielu osób teorie spiskowe są bardziej pocieszające niż uzmysłowienie sobie, że życie może być nieprzewidywalne i pełne tragicznych wydarzeń.
Znany politolog  tłumaczy, że teorie te są "próbą racjonalizacji" faktu czy spektakularnego wydarzenia, którego "ani nasza wyobraźnia ani rozum nie potrafią wytłumaczyć".
- Człowiek jest zwierzęciem sensotwórczym, a teorie spiskowe nadają sens czy pseudosens temu, co ma charakter przekraczający nasze możliwości poznawcze lub możliwości interpretacji – podkreśla.
- Autorzy tych teorii przez ich rozpowszechnianie nie tylko uzyskują rozgłos, ale również jasno definiują wroga - wyjaśnia. - Dla wyznawców, którzy często są osobami podatnymi na manipulację, teorie te tłumaczą pewną rzeczywistość - dodaje.
 
----------
 
Podczas oficjalnego śledztwa, które trwa już dziesięć lat, nie znaleziono dowodów na potwierdzenie alternatywnych hipotez, mówiących o tym, że w katastrofa w Smoleńsku mogła być wynikiem zamachu.
  
Po południu w TVP wystąpił prokurator generalny i poinformował, że zakończenie śledztwa może nastąpić dopiero wtedy, gdy zakończą się analizy nagrań z czarnych skrzynek. - Chcielibyśmy je jak najszybciej skończyć, ale pośpiech nie jest dobrym doradcą - powiedział.
Potwierdził, o czym była mowa wcześniej, że specjalistom Instytutu Ekspertyz Sądowych udało się odcyfrować kolejnych kilkadziesiąt słów, z których część będzie miała poważne znaczenie dla śledztwa. Dodał, że nie ujawni na razie żadnych szczegółów. "Podtrzymuję to, co powiedziałem, że będę sugerował prokuratorom prowadzącym postępowanie ujawnienie w całości materiału, który znajdzie się w posiadaniu prokuratury po zakończeniu badań przez Instytut, co nastąpi z początkiem przyszłego roku."
 
Polscy prokuratorzy po raz kolejny zwrócili się do strony rosyjskiej o możliwość przesłuchania w Rosji, z udziałem tamtejszych śledczych, kontrolerów z wieży lotniska w Smoleńsku oraz pilotów rosyjskiego iła, który odleciał, nie lądując, krótko przed katastrofą polskiego Tu-154 – dodał. Ujawnił też że polscy prokuratorzy rozważają wezwanie tych świadków do Polski, nie jest jednak pewne, czy kontrolerzy i pilot jeszcze żyją.
 
Na pytanie, czy są jakieś dowody pozwalające realnie rozważać, że katastrofa smoleńska była wynikiem "spisku" powiedział: "nie ma dowodów na spisek - tak bym to określił". 
 
 Z kolei jeden ze specjalistów, odpowiedzialnych za badanie wraku samolotu, nadal spoczywającego obok lotniska w Smoleńsku twierdzi, że było to najbardziej wyczerpujące badanie dotyczące uszkodzeń konstrukcyjnych.  - Nie możemy zrozumieć, dlaczego niektórzy kwestionują nasze badania, podczas gdy robimy wszystko co w naszej mocy, by w jak najjaśniejszy sposób je przedstawić i informować o sposobach prowadzenia śledztwa -  zaznaczył. Dodał, że specjaliści już trzy razy w tym okresie byli w Smoleńsku, aby fotografować kolejne elementy wraku samolotu.
 
W wieczornym programie TVN24 gościem był poseł rządzącej partii, który nie ma żadnych wątpliwości, co o prawidłowości prowadzonego śledztwa.
 
- Jątrzenie i podważanie tego, co zostało wykonane nie służy wyjaśnieniu katastrofy. A opozycyjni politycy podważają wszystko, co jej dotyczy. Nie przystoi grać tymi emocjami - wskazywał.
Poseł dodał, że od początku wyjaśniania przyczyn katastrofy Rosjanie nie stwarzali żadnych problemów z przekazywaniem dokumentów. O oryginałach czarnych skrzynek, o które od wielu lat proszą polscy prokuratorzy mówił z kolei tak: - Oczywistym jest, że powinniśmy mieć także dostęp do tych oryginałów i moim zdaniem mamy i jeżeli będzie takie oczekiwanie, to zostanie ono spełnione. Ja nie czuję tych problemów. Dziś wiem, że wszelkiego rodzaju oczekiwania są spełniane.
 
Natomiast gościem porannego pasma TOK FM był doradca prezydenta.
 
- Wielu Polaków jest rozgoryczonych, głównie wyborcy opozycji, uważają, że śledztwo w sprawie katastrofy nie wygląda dobrze, a Rosjanie nas lekceważą - zauważyła przeprowadzająca wywiad dziennikarka. - Ale oni są formowani, pewnie sami z siebie nigdy by do tego nie doszli, gdyby nie część mediów i polityków. - odpowiadał doradca. I tłumaczył: - Od polityków powinniśmy wymagać odpowiedzialności. Nie od zwykłego człowieka, który może być niedostatecznie poinformowany, wyedukowany, świadom tego co się dzieje. Śledztwo posuwa się w takim tempie jak posuwają się wszystkie śledztwa tego rodzaju. Tu nie ma drogi na skróty - przekonywał doradca prezydenta.
 
----------
 
Wiadomość z ostatniej chwili:
 
Niepowodzeniem zakończyły się obliczenia pewnego astrofizyka, mające obalić wnioski z symulacji wykazującej, że brzoza nie mogła oderwać fragmentu skrzydła tupolewa.
 
Astrofizyk ten, na żądanie jednego  z piekielnie nudnych blogerów, przeprowadzał przez dziewięć lat obliczenia, polegające na sumowaniu wszystkich energii drgań zerowych związanych ze wszystkimi możliwymi długościami fal, jakie działały na skrzydło samolotu. Musiał zdecydować, w którym momencie przerwać to sumowanie, ponieważ istnieje nieskończona ilość długości fal, a nieskończenie małe długości fal mają nieskończone energie. Po dodaniu tego wszystkiego do siebie uzyskał odpowiedź, że próżnia zawiera nieskończoną kwantową energię drgań zerowych. Doszedł do wniosku, że nie o to mu chodziło. A ponieważ w swoich obliczeniach osiągnął szczegółowość na poziomie długości Plancka, musiał je wreszcie zakończyć.
 
Zrezygnowany powrócił więc do badania gwiazdy Beta Pictoris i jej masywnego dysku pyłowego.

niedziela, 10 czerwca 2012

Plan lotu, czyli … Jesień w Belwederze

Profesor zwyczajnej historii bez przekonania szedł uliczką, która stanowiła najdłuższy ze skrótów prowadzących do przystanku autobusu.

Od pewnego czasu zrezygnował z poruszania się samochodem, gdyż wszystkie ulice w okolicy centrum były rozkopane i musiał trasę do Belwederu pokonywać etapami. Środkowym etapem była jazda autobusem. Pasażerowie zazwyczaj ustępowali mu miejsce siedzące, a to umożliwiało spokojne przejrzenie notatek, które poprzedniego dnia przygotowywał.
 
Brak przekonania wynikał z faktu, iż jego prawie codzienne wystąpienia telewizyjne nie łagodziły atmosfery niepokoju społecznego, a wręcz obserwował, że sytuacja się komplikuje. Jego szef wyraźnie wskazał, że bez względu na wynik wyborów mianuje na premiera sekretarza stanu o pseudonimie „Sławku”, a tymczasem nikt nie chciał tego zaakceptować.
 
Prywatnie profesor w sprawie tego mianowania miał zdanie odrębne, ale wolał zachować je dla siebie – przecież nie za to mu płacili. Namówił więc szefa, aby on sam wygłosił wreszcie jakieś orędzie do narodu – niestety zadanie przygotowania tego orędzia jak zwykle zrzucił na jego barki. Musiał więc cały poprzedni dzień spędzić w Archiwum Akt Nowych i w źródłach, pochodzących z okresu, który darzył wielkim sentymentem, szukał inspiracji.
 
Siedząc wygodnie w autobusie, wyjął z teczki kserokopię przemówienia, będącego owocem kwerendy, którą przeprowadził, a które miało być podstawą przygotowywanego na wieczór wystąpienia szefa.
 
Zagłębił się jeszcze raz w lekturę fragmentów, które miały być szkicem do dalszych prac:
 
„W naszym państwie istnieją dalej grupy obywateli, którzy nie wyrzekli się jeszcze nadziei, że powróci dawne państwo, a oni powrócą na swoje stanowiska, do swoich urzędów i banków. Cała ta „zacna” kompania daremnie marzy o powrocie do władzy w Polsce. Ale – jak uczył wielki wódz i teoretyk – hydra odsunięta od władzy ma jeszcze przez długi czas dosyć siły, aby stawiać opór i szkodzić.
 
Skąd bierze się siła oporu tej garstki ludzi odsuniętej od władzy?
 
Po pierwsze – posiadają jeszcze pewien majątek. Dzięki temu majątkowi, maja jeszcze środki na propagowanie poprzez swoje zakłamane gazety swoich nikczemnych kłamstw, co w efekcie prowadzi do podrywania polityki naszej władzy.
Po drugie – stąd, że zasiadając przez długie lata w sejmach, różnych radach i zarządach instytucji, w aparacie władzy, zdążyli zdobyć umiejętność rządzenia. Oprócz umiejętności rządzenia zachowali oni kumoterskie stosunki.
Po trzecie – opiera się na „sile przyzwyczajenia” ludzi przez nich wykorzystywanych w latach poprzednich. Znamy wszak fakty, że bezrobotna wdowa dalej idzie w wyborach głosować na tych ludzi.
Po czwarte – odsunięci od władzy liczą na poparcie za granicą i znajdującą się na jej usługach zbiegłej za granicę sfory zdrajców.
 
Daremne są marzenia wszelkich judaszów, usiłujących handlować najświętszym dobrem narodu polskiego. Niejeden już stracił swój sprzedajny łeb przy tej robocie i czeka to niewątpliwie – wcześniej, czy później – każdego judasza. Nie damy już sobie nigdy wydrzeć władzy – dla dobra własnego i dobra naszej ojczyzny – tego wymaga najwyższa potrzeba.”
 
Szkic ten wymaga jeszcze przeredagowania i rozwinięcia, ale przedstawia istotę problemu – pomyślał profesor, wysiadając z autobusu. – Szczególnie słowo „judasze” należałoby zastąpić czymś mocniejszym, kończącym się na „…file”,  ale „pedofile” i „nekrofile” już poszły w eter -  a profesor nie lubił się powtarzać. – Niech Sławku, jako kandydat na premiera coś wymyśli, w tym akurat jest niezły.  
 
Nie było jednak dane profesorowi zwyczajnej historii dotrzeć tego ranka do bram Belwederu. Kiedy zbliżał się do celu, ujrzał gęstniejący tłum przed pałacowym ogrodzeniem, a spojrzenia ludzi, których mijał po drodze nie wróżyły nic dobrego. A ponieważ, nie aspirował do roli bohatera, a tym bardziej męczennika - zasłaniając twarz teczką - postanowił się ewakuować.
 
 A droga ewakuacji była jedna – na lotnisko.
 
2.
Pod koniec dnia tłumy wdarły się do pałacu, z początku nieśmiało, później coraz odważniej ludzie zaczęli przemieszczać się w głąb nie napotykając żadnego oporu tych, którzy jeszcze niedawno strzegli bram i ogrodzenia, a zniknęli niespodziewanie, kiedy zaczął zapadać zmrok. Nikt nie widział, aby prezydent opuszczał pałac, ale być może uczynił to bocznym wyjściem, obawiając się napierających od frontu ludzi.
 
Przechodząc przez dziedziniec widzieli posterunek opuszczony w popłochu przez uciekające straże. Nie trzeba było wyważać drzwi, bo frontowe skrzydła były lekko uchylone i otworzyły się od lekkiego pchnięcia. Uchylając kolejne drzwi dotarli do jadalni, gdzie na stole na płytkich talerzach można było dostrzec niedojedzone potrawy i były to potrawy z różnych stron Polski - „konkretnie z całej Polski”.
 
Kiedy dotarli do gabinetu, w którym przed laty pracował marszałek Piłsudski, na kominku zauważyli stojący tam wyszczerbiony kubek. Była to pamiątka jeszcze z czasów młodości prezydenta, który wspominał, że czasem trzy dni trzeba było ganiać za prezentem, aby kupić cokolwiek, a ten kubek był pamiątką po jednym z takich zakupów. Były ładne, tylko lekko obite – często wspominał opisując swoim współpracownikom swoje młode lata. Umieszczając kubek na kominku chciał wkomponować w ten gabinet również trochę swojego życia, gdyż kojarzył mu się on z niebanalną przecież historią Polski.
Chór pochlebców przytakiwał jego opowieściom, gdyż prezydent nie znosił sprzeciwu.
 
Teraz - kiedy był już w drodze na lotnisko - uświadamiał sobie, że legł w gruzach wytworzony u niego sztywny i nieracjonalny ideał siły, która kazała mu wierzyć, że powinien umieć poradzić sobie w każdej sytuacji, choćby najtrudniejszej. Okazało się, że stanął wobec problemów, które go przerosły, grono pochlebców opuściło go w panice, a jemu pozostał już tylko jeden kierunek ewakuacji.
Wchodząc na pokład samolotu nie obejrzał się za siebie, chociaż wiedział że być może już nigdy tu nie powróci. Nie chciał również patrzeć na biegającego wokół samolotu profesora, dla którego zabrakło miejsca, a teraz machając jakąś kartką coś wykrzykiwał, nie zdając sobie sprawy, że szum silników zagłusza jego słowa.
 
3.
Tymczasem w pałacu, po kamiennych schodach ludzie weszli na pierwsze piętro i dotarli do apartamentów, które charakteryzowały się niezwykłym klasycystycznym pięknem, zaburzonym jednak meblościanką ze średniego PRL-u, którą - aby trochę udomowić wnętrza - kazała z ich mieszkania przywieść małżonka prezydenta. W sypialni po gospodarzach nie było już żadnego śladu oprócz otwartych drzwi garderoby i rozrzuconych w nieładzie ubrań, których w trakcie ucieczki nie zdążyli już zapakować do toreb i waliz.
 
Kiedy patrzyliśmy na to wszystko, na te piękne wnętrza sprofanowane prostactwem, z ulicy dobiegły odgłosy radości i entuzjazmu.
 
Podano wiadomość, że samolot prezydencki poruszając się kursem EPWA - ASLUX - TOXAR - RUDKA - GOVIK – MNS- BERIS - SODKO - ASKIL przekroczył granicę białorusko - rosyjską.
 
Na wieść o ucieczce prezydenta na ulice wyległy oszalałe z radości tłumy, śpiewające i tańczące, a petardy i dzwony ogłosiły całemu światu dobrą nowinę, że czas jego panowania dobiegł wreszcie końca.
 
4.
Ale to był dopiero końca początek.
 
5.
Pół roku później komisja MAK opublikowała raport końcowy.
Konkluzja była jednoznaczna: Samolot był przeciążony.
 
6.
Profesor zwyczajnej historii był bardzo zadowolony, że nie dostał się wtedy na pokład samolotu. Mógł dalej prowadzić swoje wykłady, a okolice Nowosybirska były znacznie piękniejsze od okolic Warszawy.
 
Inspiracje:
Różne